Osiem dni w śpiączce

Osiem dni w śpiączce

(za: "Cuda i łaski Boże", miesięcznik rodzin katolickich, 2006/1)

 

Syn Barbary dziesięć lat temu miał wypadek samochodowy. W ciężkim stanie trafił do szpitala. Przez osiem dni nie odzyskiwał przytomności.

- Pękła mu czaszka, miał stłuczenie mózgu. Lekarze powiedzieli, że nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Nie dawali nam większych nadziei. Miał 2 procent szans na przeżycie. Jeśli by jednak przeżył, mogło to się skończyć kalectwem - opowiada Barbara.

Kobieta zmobilizowała do modlitwy całą rodzinę, znajomych i przyjaciół.

Chory obudził się ósmego dnia. - W przeddzień odwiedzin u syna byłam całą sobotę i noc Gietrzwałdzie, bardzo się modliłam o jego życie. Następnego dnia - już w szpitalu - o trzeciej odmówiłam trzy razy Koronkę do Miłosierdzia Bożego, potem Różaniec, poobmywałam wodą ze źródełka wszystkie jego rany, przyłożyłam płótno. Potem zaczęłam do niego mówić i zauważyłam, że reaguje na moje słowa - zauważyłam odzew w ściskaniu mojej ręki. Powiedziałam to lekarzom. Nie uwierzyli. Stwierdzili, że rodzicom dzieci znajdujących się w śpiączce często się tak wydaje, że mają takie halucynacje. "Jeżeli syn się nie obudził do ośmiu dni i widząc to co jest, niech pani nie ma już nadziei. Teraz spodziewamy się najgorszego" - stwierdził lekarz.

Wróciłam do domu a następnego dnia nie mogłam się dodzwonić do szpitala. Telefon przestał działać. Nie działał przez cały dzień. Bardzo się denerwowałam. Syn mógł przecież lada chwila umrzeć, a ja nie mogłam dowiedzieć się jaki jest jego obecny stan. Mąż pojechał na pocztę, żeby uruchomić telefon i dowiedział się, że wszystko jest w porządku. Syn odzyskał przytomność krótko po moim odejściu i wkrótce powrócił do zdrowia. Uważam, że to była łaska Miłosierdzia Bożego i Matki Bożej Gietrzwałdzkiej.

Syn ma dzisiaj 36 lat, żyje, jeździ samochodem, ożenił się, ma dziecko. Po uzdrowieniu był w Gietrzwałdzie, by osobiście podziękować Matce Bożej za otrzymaną łaskę. Ja - dziękując Matce Bożej - podjęłam postanowienie, że do końca życia będę pościć o chlebie i wodzie w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych.

Uzdrowienie syna nie było jedyną łaską doznaną przez Barbarę. - Chorowałam na biodra. Pojechałam wtedy do Gietrzwałdu prosić, żebym nie musiała mieć operacji. Operację musiałam jednak przejść, gdyż obiecałam Matce Bożej, że jeśli uzdrowi mi dziecko, przejdę trasę z naszej miejscowości do Gietrzwałdu na kolanach. Próbowałam spełnić tę obietnicę, ale nie dałam rady - przeszłam tylko dwa czy trzy kilometry. Ale wiem, że i wtedy Matka Boża była ze mną. Operacje się powiodły - dzisiaj chodzę, schylam się, mogę wszystko robić.